sobota, 21 maja 2016

Wojna czytnikowa #1



   W 2007 roku firma Amazon zaprezentowała urządzenie, które wywołało podział wśród czytelników na całym świecie. Jedni stali się jego zagorzałymi fanami i twierdzili, że wprowadzi ono niemałą rewolucję; drudzy przeciwnikami, którzy wieszali na nowym wynalazku psy i zgodnie głosili upadek czytelnictwa. Mowa tu oczywiście o czytniku książek zapisanych w formacie elektronicznym - Kindle.

   Cóż, prawdopodobnie nie mi oceniać, która z tych grup miała rację, ale kiedy na przestrzeni lat obserwuję wielką zmianę, jaka przechodzi przez ludzi czytających w miejscach publicznych oraz komunikacji - odpowiedź nasuwa się sama. W epoce komputeryzacji i cyfryzacji, która dotknęła praktycznie każdą dziedzinę naszego życia, książki nie mogły pozostać w tyle.

   Kilka lat temu, pomimo mojej miłości do papieru (która tak właściwie została mi i do dziś), zdecydowałem się na zakup czytnika. Nie chcę tu robić dalszej kryptoreklamy czy coś, ale że to po prostu fakt, podzielę się nim - również postawiłem na Kindle'a.

   Na początku bez przekonania, jakieś stare PDFy odnalezione w czeluściach dysku. Było fajnie, ale nie zrobiło to na mnie jakiegoś większego wrażenia. A potem trafiłem na format mobi (w czytnikach innych firm wykorzystuje się format epub, ale jako że jestem użytkownikiem Amazona, pozostanę przy pisaniu "mobi"). I przepadłem. Od tamtej pory zacząłem chodzić z czytnikiem wszędzie. Zacząłem czytać w komunikacji, w kolejkach do lekarza czy do urzędu, w szkole. Wszędzie tam, gdzie normalnej książki bym nie wziął. A dlaczego?

   Cóż, papier słynie niestety ze swojej delikatności i bałem się każdego upadku, zabrudzenia, które mogłyby zniszczyć mój egzemplarz. No i według odwiecznych praw fizyki, papier w dużej ilości ma tendencję do ogromnego przybierania na masie. Dawniej jeśli chciałem wziąć lekturę "do kolejki", musiałem przede wszystkim mieć plecak, w którym tę knigę mogłem wozić. Następnie musiałem upatrzyć sobie jakieś ładne miejsce siedzące, co by wygodnie móc rozkoszować się lekturą. I wreszcie cisza, której oczywiście nigdy nie było, a od kiedy pamiętam nie potrafiłem skupić się zbytnio na tekście pisanym, gdy dookoła mnie był harmider. O dziwo, tak jak niektórzy narzekają na niemożność skoncentrowania się na tekście używając czytnika, tak u mnie koncentracja się polepszyła!

   Mam pewne podejrzenia, że część osób psioczy na czytniki, bo nie miały z nimi bliskiego kontaktu. Znają je tylko ze słyszenia i wciąż upierają się, że nic im nie zastąpi szelestu kartek oraz zapachu papieru. A prawda jest taka, że sam do takich ludzi należałem i teraz śmieję się w głos, kiedy ktoś mi o takim podejściu mówi. Ale w porządku, ich gust. Z kolei uważam, że mój śmiech jest w pełni uzasadniony, gdy ktoś mówi jak to czytniki nie niszczą wzroku. Ale chwila, moment. Przecież technologia E-Ink dla oka nie różni się niczym od zwykłego papieru. Wręcz przeciwnie, w nowszych modelach może być nawet zdrowsza dla naszego wzroku! Jak? Poprzez dostosowywanie poziomu oświetlenia do otoczenia, w jakim się znajdujemy.

   Jednak skąd w takim razie przekonanie o niszczeniu wzroku? Myślę, że jest ono wywołane falą tabletów, jaka przeszła przez rynek, a były opisywane jako czytniki. Sam kilka z nich sprawdzałem i zastanawiałem się dużo wcześniej, czy nie nabyć właśnie takiego. A potem wszedłem w ustawienia i zobaczyłem - Android, no tak. E-Ink, w przeciwieństwie do technologii ekranów ciekłokrystalicznych, odświeża się tylko przy zmienianiu strony, a nie pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt razy na sekundę. Wtedy faktycznie się zgadzam, że ekrany niszczą wzrok i szybciej męczą oczy. A więc dla wszystkich, którzy wciąż mają błędne wyobrażenie o czytnikach, zostawiam poniższy obrazek.

http://twojepc.pl/html/Amazon-Kindle-Paperwhite/25.jpg 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz